Kategorie
Pisze bo mogie.

Uczę się, choć nie wiem czemu czyli filozofia zastraszająco dużej liczby niewidomych.

Obserwując Eltenowe forum jak również parę innych miejsc, w których wypowiadają się niewidomi widzę, że wiele interesuje się dźwiękiem, informatyką, coś tam próbuje pisać, śpiewać, komponować itp. Problem w tym, że prawie nikt nie robi z tym nic aby stało się to jego sposobem na życie. Ogromna większość niewidomych żyje albo za najniższą krajową pracując albo jako telemarketerzy albo, o zgrozo, w wymysłach pokroju Niewidocznych. A przecież wiele osób ma ukończone studia, ma ogromną wiedzę z takiej lub innej dziedziny więc skąd się bierze ta statystyka? czy to niewiara w nasze możliwości? może w ludzi albo w tzw. system? Najprostszy przykład: Chodziłem do Krakowa na realizację dźwięku w tej szkole dla niewidomych na Tynieckiej. Prócz mnie było oczywiście parę niewidomych uczniów, jednak gdy próbuję się dowiedzieć gdzie oni wszyscy pracują nie ma praktycznie nikogo, kto robiłby coś z dźwiękiem. Na jaką więc cholerę wam te dwa lata w szkole? chciałoby się napisać. Sam, nie chwaląc się pracuję jako realizator dźwięku w wydawnictwie audiobooków więc proszę mi nie mówić, że się nie da. Inna rzecz, że prawdopodobnie gdyby ktoś mnie motywował od samego początku pewnie mógłbym być już znacznie dalej na drodze kariery zawodowej. Ile miałem zmarnowanych przez jakieś takie poczucie, że nie dam rady szans! Ile niewykorzystanych możliwości! Ile miesięcy czy lat siedziałem w domu gdy tymczasem wystarczyłoby, żebym…
Pamiętam gdy zdawałem na reżyserię dźwięku jeden z wykładowców oświadczył rozbrajająco, że wolałby uczyć głuchego niż ślepego, bo dzisiaj realizacja dźwięku to głównie patrzenie na wykresy. Obserwując współczesny rynek muzyczny jestem w stanie się z nim zgodzić, ale dzisiaj nie o tym. Poddałem się i Zrezygnowałem, ale teraz wydaje mi się, że trzeba było się uprzeć i próbować. A bo to wiadomo kogo bym poznał? gdzie miałbym praktyki? a może ktoś przyjąłby mnie mimo wszystko? może, może, może… Jedna ze zmarnowanych szans. Na koniec apel do, obawiam się, większości czytelników tego wpisu: bardzo proszę, zamiast mnożyć przed sobą bardziej lub mniej rzeczywiste problemy bierzcie dupę w trok i do roboty!

Obserwując Eltenowe forum jak również parę innych miejsc, w których wypowiadają się niewidomi widzę, że wiele interesuje się dźwiękiem, informatyką, coś tam próbuje pisać, śpiewać, komponować itp. Problem w tym, że prawie nikt nie robi z tym nic aby stało się to jego sposobem na życie. Ogromna większość niewidomych żyje albo za najniższą krajową pracując albo jako telemarketerzy albo, o zgrozo, w wymysłach pokroju Niewidocznych. A przecież wiele osób ma ukończone studia, ma ogromną wiedzę z takiej lub innej dziedziny więc skąd się bierze ta statystyka? czy to niewiara w nasze możliwości? może w ludzi albo w tzw. system? Najprostszy przykład: Chodziłem do Krakowa na realizację dźwięku w tej szkole dla niewidomych na Tynieckiej. Prócz mnie było oczywiście parę niewidomych uczniów, jednak gdy próbuję się dowiedzieć gdzie oni wszyscy pracują nie ma praktycznie nikogo, kto robiłby coś z dźwiękiem. Na jaką więc cholerę wam te dwa lata w szkole? chciałoby się napisać. Sam, nie chwaląc się pracuję jako realizator dźwięku w wydawnictwie audiobooków więc proszę mi nie mówić, że się nie da. Inna rzecz, że prawdopodobnie gdyby ktoś mnie motywował od samego początku pewnie mógłbym być już znacznie dalej na drodze kariery zawodowej. Ile miałem zmarnowanych przez jakieś takie poczucie, że nie dam rady szans! Ile niewykorzystanych możliwości! Ile miesięcy czy lat siedziałem w domu gdy tymczasem wystarczyłoby, żebym…
Pamiętam gdy zdawałem na reżyserię dźwięku jeden z wykładowców oświadczył rozbrajająco, że wolałby uczyć głuchego niż ślepego, bo dzisiaj realizacja dźwięku to głównie patrzenie na wykresy. Obserwując współczesny rynek muzyczny jestem w stanie się z nim zgodzić, ale dzisiaj nie o tym. Poddałem się i Zrezygnowałem, ale teraz wydaje mi się, że trzeba było się uprzeć i próbować. A bo to wiadomo kogo bym poznał? gdzie miałbym praktyki? a może ktoś przyjąłby mnie mimo wszystko? może, może, może… Jedna ze zmarnowanych szans. Na koniec apel do, obawiam się, większości czytelników tego wpisu: bardzo proszę, zamiast mnożyć przed sobą bardziej lub mniej rzeczywiste problemy bierzcie dupę w trok i do roboty!

16 odpowiedzi na “Uczę się, choć nie wiem czemu czyli filozofia zastraszająco dużej liczby niewidomych.”

Ogół większość ludzi zakłada że coś jest nie możliwę i nie wykonalne i w taki sposób sobie stawiają bariery których nie są w stanie pokonać lub rodziny ich demotywują do działań a po co będziesz to robił to i tak nie wyjdzie i potem jest jak jest 🙂

Wydaje mi się że niestety jest to wina naszego porypanego systemu, który nie dostosowuje kierunków kształcenia do ilości i rodzajów miejsc pracy. Pocóż kształcić mnóstwa ludu na kierunku w którym nie ma zatrudnienia. Gdtby tak szkoły współpracowały z pracodawcami

Tu nie chodzi o system. Tu chodzi bardziej oto że osoby niewidome robią szkołę o danym profilu zawodowym. A potem nie pracują w tym zawodzie a np możliwości mają i przeciw wskazań medycznych brak. Bo to w sumie bez sens robić studium masażu a potem pracować całe życie w telemarketingu to w sumie szkoda czasu i pieniędzy na dwuletnie studium jak wiadomo że po tym studium pracował ktoś nie będzie. Mówią nie ma pracy to wziąć i otworzyć własny gabinet bo fakt większość pracodawców woli fizjoterapeutę niż masażystę bo fizjoterapeuta obsłóży aparaturę i wymasuję. ale są inne możliwości działania. I drugim faktem jest tak jak pisałem w poprzednim komentarzu rodzina, która w niektórych przypadkach potrafi nie źle kogoś zdemotywować a poco będziesz dojeżdżał do pracy lepiej zdalnie jesteś w domu bezpieczny a na drodze dużo różnych przeszkód a to chodnik rozkopany a to objazd czy coś i potem taka osoba pracuję w tym co jest.

tylko wiecie, tu nie chodzi o szukanie winnych, bo ani systemu, ani rodziny nie naprawimy, ale rzecz w tym, aby mimo wszystko wyjść na swoje.

Z resztą mnie również nie chodzi wcale o to aby mieć naukę gdzieś i żadne studium, bo to wcale nie prawda. Nauka jest ważna, ale to musi być środkiem do celu, nie celem samym w sobie ani czymś w rodzaju „pójdę na studia, a potem zobaczymy co będzie”.

Najlepiej mieć jasno postawiony cel robię to i to i dążę do tego celu i walczyć a nie poddawać się z byle jakiegoś powodu.

Powiem ci tak, nie wiem, jak w przyszłości będzie, ale mam zamiar wybrać się na realizację i mam wielką nadzieję, że znajdę potem pracę. Na reżyserię nie zdam, bo za słaba jestem z muzycznych rzeczy typowo, ale na realizację bardzo chcę iść i, jak z resztą już ci mówiłam, pewnie wiele razy skieruję do ciebie jakieś pytania w tym temacie. 🙂 A na razie pozostało mi się starać dostać na studia.

Nie wszyscy ludzie mają w sobie siłę, żeby stawić czoło rodzinie, systemowi i własnym obawom. Generalnie bardzo ciekawy wpis.

To fakt i dlatego bardzo szkoda, że temat jest prawie nigdzie nie poruszany, przy najmniej z tego co mi wiadomo.

Na pewno trzeba sobie jasno postawić cel główny i jakąś alternatywę na wszelki wypadek. Ze dwie rzeczy które idą nam najlepiej i do których chcemy dążyć. Ale z drugiej strony, jeżeli trzeba będzie się przebranżowić, też nie można rwać włosów z głowy, ani sobie ani innym. 🙂

Nie wszyscy ludzie mają w sobie siłę, żeby stawić czoło rodzinie, systemowi i własnym obawom.
kogos mi to przypomina, a ten ktos, to ja.

A ja powiem tak: Jeśli znajdą się chęci, to i siła się znajdzie. Trzeba tylko umieć postawić na swoim. Do niedawna też myślałem podobnie, bo moi rodzice zawsze mieli jakieś, ale do tego jak sobie poradzę w życiu sam, ale pomyślcie, teraz póki jesteście młodzi, czy nie warto spróbować? Bo co zrobicie, jeśli nagle okaże się, że wokół was nagle nie ma nikogo, kto właśnie teraz i właśnie w tej chwili jest potrzebny, żeby nam pomóc? Usiądziecie i zapłaczecie, że nic nie umiecie? A uwierzcie lub nie, im później zabierzecie się za samodzielność tym będzie gorzej i mówię to z własnego doświadczenia. Gdybym nie wierzył ślepo rodzicom, moje życie potoczyłoby się zupełnie inaczej, ale na refleksje niestety już nieco za późno. Mimo to, staram się z życia samodzielnego, wyszarpać tyle, ile się da, dla tego nie zgadzam się z Adelcią, że się nie dana zasadzie: Nie bo nie. Adelcia, spróbuj Zawsze jest ten pierwszy raz, a pierwszy raz najczęściej boli. Jeśli jednak nie spróbujesz, to kiedy będziesz sama, a będziesz bo rodzice nie będą żyć wiecznie, to obudzisz się z przysłowiową ręką w nocniku. Ja to zrozumiałem trochę za późno, ale jak się to mówi, lepiej późno niż wcale. Byle to późno w twoim przypadku nie przyszło za późno.

Przede wszystkim trzeba chcieć. Reszta przyjdzie za ciosem. Wiem coś o tym, bo tak właśnie miałam i dziś jestem szczęśliwa, że w samą porę się uparłam.

Dziś się bardziej dzieci motywuje, mówi się głośno o motywowaniu i wsparciu, za moich czasów słyszało się odwrotnie, ty do Liceum? Z wielkim zdziwieniem, przecież ty i tak sobie rady nie dasz. Paru się postawiło, ja znaczniej później zmieniłem tok myślenia, i wiarę w siebie, czasami szło lepiej lub gorzej ale ta wiara w siebie i osoby, które w Ciebie wierzyły, to pół wykonywanego sukcesu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink