No i mamy stabilną wersję kodeka OPUS! Z nowości jest stereo przy niższych bitrate ponoć od 9kbps, w ogóle lepsza jakość w stosónku do wersji 1.2 przy niskich bitrate oraz obsługa formatu Ambisonic.
Bardzo zachęcam do przeczytania!
Przecież to moje życie!
Najpierw fragment pewnej książki:
Jechali właśnie na kontrole partyzanckich obozów. A jednocześnie szkolić. Polska instrukcja dotycząca struktury partyzanckich organizacji była jedna, nie mieli czasu, żeby oddać kopiście do powielenia. I trzeba było osobiście wtłaczać wszystko do głów poszczególnych dowódców. Niestety. Problem był jeden. Ludzie głodni i biedni ochoczo co prawda ciągnęli do partyzantów i licznie zasilali ich oddziały. Byli odważni, odwagą płynącą z desperacji, zdolni do każdych wyrzeczeń. Nie potrafili jednak wykonywać instrukcji. Nie było u nich talentów dowódczych. Setki lat trzymania pod butem oduczyło ich skutecznie przejawiania jakiejkolwiek inicjatywy. Każdą decyzję miała za nich podjąć „władza”. Przedtem cesarska, a teraz dowódca oddziału. To, że podejmował, często z powodu braków w wykształceniu, decyzje złe i głupie, nie miało żadnego znaczenia. Można było na niego psioczyć, można narzekać. Ale to on miał podjąć decyzję i basta! Shen nie mogła zapomnieć kłótni z jakąś kobietą. Chodziło o dzieci, które trzeba było zapoznać z podstawowymi zasadami bezpieczeństwa w lesie. Dowódca oddziału albo o tym zapomniał, albo uznał za nieistotne. Dzieciaki łaziły więc sobie, jak chciały, aż siłą rzeczy doszło do nieszczęśliwego wypadku.
– Czemu nie zorganizowaliście dla nich jakiejś ochrony?! – wrzeszczała na jedną z nieszczęśliwych matek Shen.
– No bo władza nie zadecydowała.
– A ty własnego rozumu nie masz?! Wszystko za ciebie musi ktoś inny zrobić?
– To jest rola władzy, żeby decydować. Nie moja.
– Ale to twoje dziecko jest ciężko ranne!
– To wina władzy.
– Nie władza cierpi, idiotko! Ty cierpisz!
– Bo dowódca jest do dupy. – Kobieta była bliska płaczu. – Nie zajął się odpowiednio naszymi dziećmi.
– A co on może wiedzieć o dzieciach?! Kawaler przecież! I to on ma decydować? – Shen opanowała się z najwyższym trudem. Przeszła na ton nauczyciela, który musi przemawiać do wyjątkowo tępego ucznia. – Posłuchaj mnie uważnie. Teraz zadam ci pytanie.
– Tak, jaśnie pani?
– Ile razy w twoim życiu jakakolwiek władza podjęła korzystną dla ciebie decyzję? Jakakolwiek władza, cesarska dawniej czy dowódca już tutaj. Zastanów się i powiedz: ile razy władza zrobiła coś dobrego dla ciebie?
Kobieta mimo łez w oczach myślała w skupieniu przez dłuższą chwilę.
– Ani razu, pani.
– Ani razu ktoś u władzy nie zrobił dla ciebie czegoś dobrego?
– Jest, jak mówisz, pani. Ani razu.
– A ty, cielę głupie, w dalszym ciągu chcesz, żeby władza za ciebie podejmowała decyzje? Ani razu nie podjęli dobrej, ale w dalszym ciągu mają o tobie decydować?
– Taka jest rola władzy.
– Jednak nigdy się z tej roli nie wywiązali, zawsze, od zarania, robili coś głupiego, a ty dalej chcesz, żeby to władza decydowała?
– No bo taka jest jej rola.
– Hej! Czy ty w ogóle słyszysz, co do ciebie mówię? Ocknij się, kobieto! Jak ma o tobie decydować ktoś, kto nie zna twojej sytuacji, niczego o tobie nie wie, nie ma pojęcia nawet, jakie są warunki w twojej bezpośredniej bliskości. Jakim cudem ma o tobie decydować ktoś, kto nie ma pojęcia nawet o prostym fakcie, że istniejesz?! Dlaczego ty sama nie chcesz o sobie stanowić?
– No bo to rola władzy. To ona powinna robić.
– A czy dotarło do ciebie, że my tutaj jesteśmy właśnie po to, żeby cesarską władzę obalić? I kto będzie wtedy za ciebie decydował?
– No nasz dowódca.
– Kurwa mać! Toż on właśnie o mało nie doprowadził do śmierci twojego dziecka! I co? Dalej ma za ciebie podejmować decyzje?! Sama nie zaczniesz?!
Teraz moje.
Ile razy obarczamy winą za nasze życie fundacje, bo źle szkolą, rodziców, bo źle wychowali, rząd, bo to idioci, ludzi z najbliższego otoczenia, bo nas nie doceniają… przecież to moje życie i nikt go, prócz mnie nie przeżyje. Czemu więc tyle razy inni decydują za nas? Jest takie stare, wojskowe powiedzenie – podjęcie nawet złej decyzji jest lepsze od nie podjęcia jej w ogóle.
Pośmiejmy się z discopolo
Zainspirowany tym, co mnie trafiło na dzień dobry od razu po wejściu na jeden z serwerów Teamtalk postanowiłem podzielić się tym, jakie ciekawostki znalazł Piotr Bałtroczyk w tekstach muzyki discopolo. było to już parę ładnych lat temu, a teraz podejrzewam, że można znaleźć materiału na co najmniej kilka takich występków.
Niewidomi tylko bardziej.
Parę lat temu zdarzyło mi się popracować na Niewidzialnej Wystawie. Dla niewtajemniczonych rzecz polega na zwiedzaniu kilku pomieszczeń zrobionych na miejsca życia codziennego. Przeważnie przychodzą tam ludzie, którzy ciekawi są życia niewidomych, albo w ogóle chcą czegoś niestandardowego doświadczyć. Prócz tego są wyprawy szkolne, ale kategorią specjalną są wycieczki z PZN. To, co wygadują i robią uczestnicy to się fizjologom nie śniło. Dziś chciałbym opowiedzieć o jednym takim, którego będę pamiętał po kres swoich dni. Jeśli w takiej wycieczce bierze udział osoba całkowicie niewidoma, z reguły ma przewodnika, którym przeważnie jest ktoś z rodziny. Tak też było w tym przypadku. Cały komizm, lub dramat sytuacji objawił się po wejściu do ciemności, bo człowiek nadal chciał żeby prowadzał go ten przewodnik, który jak niemal wszyscy widzący był bezradny jak… ktoś bardzo bezradny. Wszyscy włączyli się w akcję zamiany ról, ale człowiek twardo stał przy swoim. On jest podopiecznym, prowadzić ma przewodnik. Świat mnie momentalnie zadziwia.
Od razu chciałbym zaznaczyć, że zdecydowanej większości użytych tam terminów ni cholery nie spotkałem, nie mówiąc o zrozumieniu na jaką cholerę to to.
Kto nie znał niechaj pozna.
Żeby miejsca na serwerze nie zajmować proponuję tym razem link do Youtube. https://www.youtube.com/watch?v=WKNOlDtZluU
Tarkus, Utwór z roku 1971 i Emerson, Lake & Palmer.
Znam trzy reakcje na zjawisko homoseksualizmu. 1. nietolerancja – tu wszystko jasne tj. geje, lezby won ze świata! 2. uznanie za normę więc kochajta się długo i zdrowo kto jak chce i z kim chce, nie moja rzecz. 3. tolerancja i tyle. Tu najgorzej streścić jednym słowem pogląd, bo w zasadzie tu jest całe spektrum różnych poglądów, od "wypalmy żelazem ognia sprawiedliwości wrzód tej choroby, ale to wszystko z litości nad tymi biedakami" po "a gówno mie to obchodzi co oni tam, chociaż tak w ogóle to niezły cyrk, a lezbijki to se można obejrzeć w akcji, bo to podwójna przyjemność jest" plus oczywiście wszystko pomiędzy plus wariacje różne.
Pora na moje stanowisko w tej sprawie. Na początku chciałbym nadmienić, że nie wgłębiałem się w temat jakoś specjalnie. Nie mam, o ile mi wiadomo, bliskich znajomych homoseksualistów, chociaż znalazłby się jeden cz drugi wśród osób, które jakkolwiek znam, ale nie mamy jakichś bliższych kontaktów. Od razu mówię, że ich orientacja nie miała na to wpływu, przy najmniej z mojej strony. Dlatego wszystko to biorę na tzw. chłopski rozum i zdrowy rozsądek przemnożony przez wiarę. W efekcie wyszło coś takiego: po mojemu to zaburzenie, które trzeba traktować jak każde inne. Nikt o zdrowych zmysłach nie ma pretencji do schizofreników o ich chorobę. Co prawda alkoholizm to też choroba, a jednak jest inaczej traktowana i tu jakieś pretensje bywają. Mimo wszystko wydaje mi się, że homoseksualizm jest przeważnie po za jakimś specjalnym wpływem, chociaż obawiam się, że obecna sytuacja sprzyja rozwojowi tej choroby ze względu na obecność mediów, stoważyszeń, które uważają homoseksualizm za normę. Waham się co do podnoszonych niejednokrotnie kwestii socjologicznych tj. przejmowania ról męskich przez kobiety i odwrotnie. Z jednej strony kobieta pracująca to rzeczywiście kwestia ostatnich kilkudziesięciu lat, z drugiej wpisy naszej Eltenowej seniorki swiadczą o tym, że w gruncie rzeczy problemy jakie były, takie nadal są. Kolejnym faktem jest, że dzisiejsze możliwości w zakresie nagłaśniania informacji są daleko większe niż sto lat temu. Jako wisienka na torcie może służyć stan wiedzy ludzkiej na temat seksualności. Chodzi o to, że jeśli spory na temat punktu G trwają nadal i to w gronie naukowców, a w ogóle porządne badania na temat seksualności w ogóle to kwestia ostatnich może sześćdziesięciu lat to hm… chyba nie można tu niczego autorytatywnie stwierdzić.
Co by i nie było, to jednak jakieś problemy wymagają ustosunkowania jak np. posiadanie dzieci przez pary gejów czy lezbijek i tu moje stanowisko jest raczej konserwatywne. Jestem stanowczo przeciwny, a teraz uzasadnienie. Wszelkie dysfunkcje rodzinne takie jak alkoholizm, niepełnosprawność rodziców, samotna matka lub ojciec stanowią jakiś problem, jednak dziecko w tych przypadkach pojawia się hm… samo, tj naturalnie, a z tego co wiem i serwuję więź między rodzicami i dzieckiem jest cholernie mocna no chyba, że rodzice tę więź świadomie lub nie niszczą. W każdym razie zmiana rodziny jest bardzo szkodliwa dla dziecka, dlatego najpierw trzeba spróbować uzdrowić rodzinę biologiczną, dopiero potem poszukać zastępczej. Nieco inaczej jest w przypadku homoseksualistów, bo w tym przypadku nie ma opcji żeby pojawiło się tu dziecko no chyba, że dwie panie w związku postarają się o to hm… z importu. Pozostaje więc adopcja więc dziecko prócz tego, że wychodzi z rodziny biologicznej trafia na poważny problem i to nie fizyczny, który da się taką czy inną technologią pokonać, ale raczej psychiczny czy tam psychologiczny, bo się na tych terminach dobrze nie znam. W dodatku nowa rodzinka nie uważa tego stanu rzeczy za problem, więc siłą rzeczy wpaja taki pogląd dzieciom.
Teraz dwie panie w związku , które mają własne dzieci. Tu problem jest większy, bo było nie było, to rzeczywiście matka jest. Tutaj nie wiem co bym zrobił, bo pojęcia nie mam czy da się sytuację wyprostować i nie wiem czy gorsze jest bycie w związku z drugą mamą czy rodzina zastępcza. Gdyby to ode mnie zależało to zakładając, że da się jakoś to leczyć, ale rzeczywiście leczyć, a nie np. izolować to dla ciążących lezbijek w związkach terapia obowiązkowa, alternatywą byłby rozwód, a jeśli nie to rodzina zastępcza, ale tak twierdzę teraz, bez czytania większej ilości materiałów na ten temat.
Co do ślubów, przy najmniej cywilnych to nie mam zdania.Z jednej strony oficjalne zatwierdzenie tego typu związków rodzi przyzwolenie na traktowanie problemu jako normę, z drugiej ci ludzie rzeczywiście potrzebują takiego związku. Tu chyba zastosowałbym nieco podobną metodę tj. ślób tak, ale konieczna terapia o ile jest możliwa no i oczywiście żadnego potomstwa, a jeśli przydarzy się coś nieplanowanego to patrz wyżej.
Czemu wg. mnie to jest problem? Pomijając fizjologię, która wskazuje jednoznacznie na kierunek tego całego interesu, to z autopsji wiem, że jednak mama od taty się różnią :d. Trudno byłoby znaleźć taką mamę, która mogłaby bardzo dobrze być tatą i odwrotnie – "zmamiałych" ojców też raczej trudno spotkać. Podejrzewam, że takie osoby tj. męskie kobiety i kobiecy panowie mogą się pojawić w wyniku problemów w ich rodzinach, ale tutaj też raczej to sobie wymyślam korzystając z tego zdrowego, chłopskiego rozsądku. Jeśli tak byłoby rzeczywiście to obawiam się, że problemy rodziców będą rzutować na dzieci, a że musiały być na tyle duże, że zakłuciły rozwój emocjonalny przyszłych rodzicó to i konsekwencje mogą być niewąskie.
Nie ukrywam, że chętnie podyskutowałbym z kimś o odmiennych przekonaniach, dlatego ten wpis, jak większość innych jest dostępny również dla niezalogowanych uzytkowników co pozwoli na anonimowe wypowiedzi. Proszę tylko, w razie odmiennych opinii o raczej konstruktywną krytykę miast bluzgów, które nic nie wnoszą do sprawy.