Zaczyna się wiek dwudziesty. Mamy telefon, zaczynamy kombinować z radiem, kompozytorzy muzyki coraz bardziej odlatują w dziwne klimaty, pora aby zagrał prąd! Już wiadomo, że się da, teraz trzeba tylko zrobić tak aby miało to sens. No i tu zaczyna się cała zabawa i radosne eksperymentowanie. Dzisiaj mamy mikroprocesory, słuchawki true wireless, ale sto lat temu jakby było tego mniej. Do tego stopnia mniej, że nad głośnikami zastanawiano się dopiero jak to to zrobić. Mimo wszystko pan Cahil stworzył taaakie duuże coś, co przecież grało. Mimo wszystko nie każdy miał tyle rozmachu, a przede wszystkim pieniędzy żeby stworzyć potwora, który aby zagrać przez telefon musiał pobierać tyle prądu ile mniejsze miasteczko.
Zaczęto więc kombinować i pomniejszać co się dało. Kilka lat po debiucie Telharmonium powstał na przykład Choralcelo czyli faktycznie Telharmonium w pomniejszeniu. co prawda to nie był jeszcze instrument przenośny tylko coś, co dało się zmieścić w piwnicy większego domu, ale paru bogatych, którzy mieli pół miliona dolarów mogło sobie na taki instrument pozwolić. Pamiętajmy, że przez te wszystkie lata dolar cośkolwiek zmienił wartość i na dzisiejsze czasy byłoby to raczej kilkanaście milionów czyli tyle, że można by kupić za to po jednym reprezentacyjnym mieszkaniu w każdym z województw albo niemal całkowicie wypełnić basen olimpijski piwem. W każdym razie tych instrumentów sprzedano kilkadziesiąt, co świadczy chyba tylko o tym, że są jeszcze na świecie ludzie, którzy wolą kupić organki zamiast mieszkania.
Tak w ogóle do lat trzydziestych zaczęły powstawać mniej lub bardziej eksperymentalne instrumenty elektroniczne, które miały bądź to zastąpić organy, bądź to wspomóc szalonych kompozytorów w ich równie zwariowanej muzyce, ewentualnie miały być średnio tanim gadżetem dla muzyków. Niemal wszystkie tego typu instrumenty zostały wyprodukowane w jednym lub kilku egzemplarzach i do dziś przetrwała tylko niewielka część z nich. Mimo to niektóre pomysły były na prawdę ciekawe. Powstawały instrumenty, które odtwarzały zapisane na taśmie dźwięki czyli odpowiedniki dzisiejszych samplerów, z których pierwszy prawdopodobnie powstał już w roku 1912 i nazywał się Sound Producing Machine. Było to urządzenie badawcze, które pomagało zrozumieć naturę dźwięku. Prócz tego na początku wcale nie było jasno powiedziane, że jedynom słusznom drogom jest klawiatura. Były paski pokryte skórą, po których przesuwało się palcem, co umożliwiało tworzenie efektów typu glissando. Była tarcza, która na obwodzie miała również element, po którym przesuwało się palec. Była nawet warstwa blachy na podłodze, po której można było chodzić lub tańczyć i w ten sposób zmieniać wysokość dźwięku, a nawet taśmy perforowane, na których można było zapisać melodię, którą potem instrument odtwarzał. W końcu powstało kilka instrumentów opartych na elementach optycznych, co umożliwiało zmianę wysokości dźwięku w zależności od mocy światła, który na ten element padał czyli takie coś, jak te nasze czujniki oświetlenia, ale tworzone dla dziwnych kompozytorów.
Jednym z ciekawszych wynalazków tamtych czasów był „La Croix Sonore stworzony przez rosyjskiego kompozytora Nikołaja Obuchowa. To w ogóle był ciekawy gość. Mistyk należący do ówcześnie ponoć rozpowszechnionego wśród artystów teozoficznego kultu Salon de la Rose, a muzyka, którą tworzył miała być pomostem do świata ducha i stanu transcendentnego. To wszystko nie mogło się skończyć niczym normalnym i oczywiście efekty były ciekawe. Po pierwsze, był prawdopodobnie pierwszym kompozytorem wymagającym od wokalistów wydobywania ze siebie pozamuzycznych dźwięków. Do tego posługiwał się swoją własną notacją, nowe instrumenty jak np. fortepian, który zamiast strun miał kryształowe kule albo Éther czyli elektronicznie sterowany instrument do generowania infra i ultradźwięków, które wg Obuchowa miały wywierać mistyczne wrażenie na słuchaczach. W podobnym czasie powstał słynny Theremin, który produkowany jest przez różne firmy do dziś. Czemu? to dobre pytanie. Prawdopodobnie chodziło o to, że można na nim grać bezdotykowo, ale jak to działa nie podejmuję się wyjaśnić, bo elektronikiem nie jestem. W każdym razie Nikolaj Obuchow postanowił stworzyć swój własny wariant na temat Theremina, ale oczywiście musiał zakombinować. Całą elektronikę schował do mosiężnej kuli, a na niej zbudował krzyż ozdobiony centralną gwiazdą. Wykonując rytualne gesty w bezpośredniej bliskości tej gwiazdy można było wpływać na wysokość i głośność dźwięku.
Kolejnym instrumentem, o którym warto wspomnieć są Fale Martenota, które można w sieci znaleźć również pod nazwą ondes martenot. Instrument również w działaniu nieco podobny do theremina, jednak znacznie bardziej rozbudowany i kierowany raczej w stronę nowej muzyki poważnej. Dysponuje kilkoma brzmieniami, ale chyba ciekawsze jest to, że ma wbudowanych kilka typów głośników w tym stworzone przy użyciu sprężyn, które rezonując, dodają własnego charakteru. Na Youtube można znaleźć kilka kompozycji oraz prezentacji tego instrumentu. Na przykład to albo to.
Jak już wcześniej pisałem, jednym z celów twórców wczesnych instrumentów elektronicznych była próba zastąpienia organów piszczałkowych. Potencjalnych korzyści mogło być sporo, a najważniejszą chyba była wielkość. W latach trzydziestych można było tworzyć syntezatory, które można było przewieźć samochodem, a niektóre nawet przenieść. Problemem była tradycja, bo przecież jak to? bezduszny prąd i jakieś tam kable, kondensatory i inne żelastwo miałoby zastąpić szlachetny mahoń, i piszczałki? no przecież tak nie może być! BTW ponoć dopiero sobór watykański drugi wprowadził możliwość wprowadzenia do kościołów instrumentów elektronicznych. W każdym razie projektów było kilka, w tym takie, które na specjalnych dyskach miały zapisane optycznie brzmienie klasycznych piszczałek. Mimo wszystko z jakichś powodów wygrały organy Hammonda, które działały podobnie do Telharmonium. Ponoć rzeczywiście na początku były namiastką organów piszczałkowych i w pierwszych latach głównie taką rolę pełniły.
Na początku lat czterdziestych powstało również coś, co może nie było klasycznym instrumentem, jednak również warto o tym wspomnieć. Voder czyli pierwszy elektroniczny syntezator mowy był również urządzeniem badawczym, które miało pomóc w zrozumieniu zjawisk występujących w czasie generowania mowy. Ponoć urządzenie również pomagało w nauce języka osobom niesłyszącym.
A jednak udało się coś sprzedawać.
Prócz organów Hammonda, jak wiadomo dużą popularnością cieszył się Theremin. Mimo to powstało jeszcze kilka instrumentów,
które były sprzedawane w co najmniej kilkuset egzemplarzach. W związku radzieckim powstał Ekvodin, który był używany od początku lat czterdziestych do pojawienia się tranzystora czyli początku lat 60-tych. Był to instrument klawiszowy, monofoniczny, dysponujący kilkunastoma pokrętłami do regulacji barwy, mający klawiaturę czułą na docisk, która miała dodatkowy bonus w postaci możliwych ruchów klawiszy na boki, czym można było uruchomić wibrato. Na Youtube można znaleźć kilka nagrań tego instrumentu.
Z kolei Niemcy wyprodukowali coś, co zwało się Multimonica. Było to połączeniem czegoś jakby elektryczny akordeon oraz monofonicznego syntezatorka. Były dwie klawiatury, mocno to było awaryjne, ale ponoć jakoś tam się sprzedawało.
W stanach powstał np. Novachord czyli też taki syntezatorek nawet polifoniczny z kilkunastoma pokręcadełkami, pedałem głośności, który nawet w ostatnich latach został zsamplowany i dostępny jest za friko jako instrument do samplera Kontakt.
Na koniec kilka duużych maszynek, powstałych na przełomie lat 40-tych i 50-tych.
Mowa o urządzeniu do tworzenia muzyki Hanert electric orchestra oraz RCA Synthesizer.
To pierwsze urządzenie znowu było czymś dla kompozytorów poszukujących nowych brzmień. Zajmowało cały pokój, umożliwiało zapis dźwięków na specjalnych kartach, które można było odtwarzać z różną prędkością, w pętli albo i wstecz.
Drugi instrument był próbą zrozumienia co sprawia, że hit jest hitem. Generalnie firma RCA była liderem rynku rozrywki. Jak wiadomo, giganci mogą sobie pozwalać na zadawanie dziwnych pytań i mają wystarczająco dużo pieniędzy aby próbować na nie odpowiadać. W ten sposób powstał modularny syntezator, który miał analizować hity i tworzyć podobne. Oczywiście z projektu nic nie wyszło, ale co tam, wielcy się nie poddają i na urządzeniu stworzono kilka awangardowych kawałków muzyki. Ciekawostką może być fakt, że nie było tam standardowej klawiatury muzycznej tylko podobna do tych, które można znaleźć w maszynach do pisania. Na Youtube znalazłem zdaje się krótką prezentację tego czegoś, która może nie wydaje się jakoś specjalnie oszałamiająca, ale w tamtych czasach robiła wrażenie. Jest jeszcze coś, co prawdopodobnie powstało właśnie na tym syntezatorze, jednak należy do mocno eksperymentalnego nurtu: