Dość często spotykam się z opinią, że przede wszystkim należy słuchać nagrań koncertowych, ponieważ tylko takie sytuacje pokazują faktyczne umiejętności wykonawcó. W studiu można poprawić, powtórzyć dziesiątki razy, skleić jedną solówkę z kilku lub nawet więcej prób, nie wspominając już o przeogromnej bazie ułatwiaczy w rodzaju algorytmów typu autotune i innych wyrównywaczy. Z jednej strony coś w tym jest, ale z drugiej należy zadać sobie następujące pytanie: czy słuchamy głównie kunsztu wykonawczego czy delektujemy się muzyką jako taką?
Przyznam, że z reguły bliższe mi jest to drugie podejście. To znaczy oczywiście czasem lubię zadziwić się wirtuozerią do kwadratu, usłyszeć niespotykaną skalę czyjegoś głosu lub niedoścignione opanowanie dowolnego instrumentu, ale z reguły chcę zwyczajnie posłuchać czegoś fajnego i nie zastanawiam się czy pan na bębnach zagrał to faktycznie w punkt czy pomógł mu realizator względnie automat perkusyjny. Nie ma znaczenia czy wokalista tak w ogóle śpiewa jak przeciętny kowalski po paru głębszych, czy jest mistrzem mistrzów. Ważne, że całość fajnie się słucha i już. Oczywiście tu się pojawia druga strona medalu tj. jakość ewentualnych poprawek zwłaszcza w przypadku wokalu. Te wszystkie wyrównywacze głosu są bardzo często używane zbyt mocno i zamiast fajnego wokalu dostajemy tak nienaturalnie czysty śpiew że na prawdę źle się tego słucha. Pomijając jednak kwestie przesadnej dbałości jestem zdeklarowanym zwolennikiem nagrań studyjnych, bo na prawde trudno znaleźć mistrzów, którzy cały koncert zagrają idealnie, a sporo pomyłek odwraca uwagę od muzyki i kieruje ją na muzyków.
Miesiąc: grudzień 2019
Jest sobie taki chyba amerykański muzykolog, Adam Neely, który w sposób przystępny prezentuje różne zjawiska występujące w muzyce. Nie chodzi tylko o te klasyczne nudy, ale również zahacza o różne rapsy, metale, popy i inne takie. Ja raczej ejstem dość cienki językowo, a mimo to nawet jakoś tam częściowo wiem, o czym on tam gada, co stanowi o tym, że to faktycznie przystępne jest.
Dobra, dość tych wstępów, pora na meritum. https://www.youtube.com/watch?v=i7cG9QIvIWo
Czitowanie, a sprawa polska.
Każda szanująca się społeczność graczy bezsprzecznie potępia stosowanie wszelkiego rodzaju nieprzewidzianych przez twórców ułatwiaczy w grach jak np. jakieś grzebanie w pamięci względnie w plikach coby se dodać życia, kasy, jakichś tam punktów itp. To jest złe, brzydkie, nieuczciwe i w ogóle beee. jeśli ma to miejsce w przypadku jakichkolwiek produkcji, w których dochodzi do jakiegoś konkurowania między graczami, naczelnym przykładem są wszelkiego rodzaju gry online to można się z tym zgodzić, bo wychodzi na to, że wygrywa nie ten, kto jest np. bardziej skupiony, czy tam ma lepszą pamięć lub inny refleks, ale ten, komu lepiej wychodzi zaglądanie w bebechy aplikacjom komputerowym.
Inaczej rzecz się ma z produkcjami offline, bo ani tu konkurencji żadnej nie ma, ani niezbyt da się jakoś szczególnie zaszkodzić innym graczom. Mimo wszystko zdarzają się gracze i to nie jest ich tak mało, którzy dostają piany na ustach słysząc o tym, że ktoś tam sobie we własnym zaciszu, bez udziału kogokolwiek innego pomnaża wirtualną fortunę czy tam rozpędza również nieprawdziwe samochody do prędkości światła i to już dla mnie zbyt zrozumiałe nie jest. Osobiście traktuję to tak samo, jak praktyki w rodzaju czytania książki od tyłu, omijanie wstępów czy ewentualnie przerywanie w połowie i dopisywanie reszty samemu coby kończyło się wg uznania czytelnika. Twoja książka, rób sobie co chcesz. Pomijam wszelkie kwestie związane z wydobywaniem z gier czy innych programów jakichkolwiek algorytmów, dźwięków, obrazków czy czego tam jeszcze, bo to zwyczajna kradzież i jako taka nie podlega dyskusji.
Gry mają służyć rozrywce, tak samo jak większość filmów i beletrystyki. Jeśli komuś sprawia większą frajdę odgłos wyrywanych kartek niż delektowanie się treścią książki, niech sobie przerobi na pojedyncze arkusze dowolne dzieło z encyklopedią powszechną włącznie, o ile jest to oczywiście jego własnością.
Jednym z podnoszonych argumentów jest to, że taki człowiek, który podniesie sobie jakąś tam prędkość czy tam zwiększy ilość amunicji ma ułatwione zadanie w stosónku do innych graczy. Że to jest takie pójście na skróty w miejscu, gdzie inni muszą przedzierać się w trudzie i znoju przez pułapki zastawione przez ekipę deweloperską. Z drugiej strony tym ludziom z reguły właśnie o to chodzi żeby się namęczyć, nakombinować, zdobyć za setnym razem ten wyśniony cel, więc wychodzi na to, że nie ma czego zazdrościć tym, którzy sobie to wszystko ułatwiają tak samo jak ludziom, którzy zamiast jak Bóg przykazał, a ludzie uczyli wspinać się na Kasprowy, płacą naście złych i spokojnie kolejką popylają na górę widoki podziwiać.
Tym bardziej może zastanawiać fakt, że część z tych dyszących świętym oburzeniem graczy jednocześnie traktuje takie sprawy jak religia, w ogóle moralność czy np. podejście do zdrowego żywienia jako prywatną sprawę każdego człowieka. Innymi słowy wydaje się, że zdecydowanie ważniejsze jest dla tych osób uświadomienie użytkownikom, że cheatowanie to zło niż np. fakt, że odpowiednia dieta pozwoli przedłużyć, a zwłaszcza uprzyjemnić życie.
Ciekaw jestem dyskusji w komentarzach.