Wczoraj jednym uchem słuchałem sobie internetowej rozmowy gdzieś na Teamtalku chyba. Dyskusja toczyła się o jakiejś książce, która wg jednego z interlokutorów była dobrą, gdyż mówiła o "prawdziwym życiu". Zacząłem się zastanawiać jak to jest z tymi "dobrymi" książkami, filmami, piosenkami itd. Na marginesie pdodam dla tych, którzy nie czytają wpisu korzystając z linijki brailowskiej, że słowo "dobry" piszę tu w cudzysłowie. Rzecz w tym, że zastraszająco dużo osób uważa literackie wyroby za udane, gdy przesłanie z nich wynikające jest zbieżne z poglądami czytelnika. Brzmi nieźle ale często problem w tym, że nic nowego z tego nie wynika. Setki i tysiące wytworów sztuki dokładnie o tym samym. Wybieramy pomiędzy czymś, co można streścić w słowach "ah, jakaż códna jest miłość!" albo "miłość to nie je bajka!" albo "świat jest zły!" względnie "co byś nie zrobił i tak cię udupią" albo "wszystko mie zwysa i powiewa!" ewentualnie "ten świat to nie na moje biedne głowę", jeszcze "dżungla dokoła, przetrwają silni!" no i na koniec "a jebać to wszystko!". Oczywiście nie twierdzę, że dokładnie całą sztukę można posortować i przyporządkować do powyższych kategorii, są dzieła, których każde zdanie potrafi dostarczyć materiału do rozmyślań na wiele godzin w wannie, czy gdzie tam kto rozmyśla nad istotą bytu. Najczęściej jednak wybierając któryś z wymienionych poglądów szukamy wytworów myśli ludzkiej potwierdzających trafność obranej drogi. W tym kontekście zastanawiający jest fakt prób "nawracania" niewiernych na jedyny, słuszny sposób na życie promowany przez autorów, bo z reguły i tak ich dzieła czytają ludzie, o zbieżnych przekonaniach.
Wszyscy to wiedzą ale każdy powie wiele razy.
Wczoraj jednym uchem słuchałem sobie internetowej rozmowy gdzieś na Teamtalku chyba. Dyskusja toczyła się o jakiejś książce, która wg jednego z interlokutorów była dobrą, gdyż mówiła o „prawdziwym życiu”. Zacząłem się zastanawiać jak to jest z tymi „dobrymi” książkami, filmami, piosenkami itd. Na marginesie pdodam dla tych, którzy nie czytają wpisu korzystając z linijki brailowskiej, że słowo „dobry” piszę tu w cudzysłowie. Rzecz w tym, że zastraszająco dużo osób uważa literackie wyroby za udane, gdy przesłanie z nich wynikające jest zbieżne z poglądami czytelnika. Brzmi nieźle ale często problem w tym, że nic nowego z tego nie wynika. Setki i tysiące wytworów sztuki dokładnie o tym samym. Wybieramy pomiędzy czymś, co można streścić w słowach „ah, jakaż códna jest miłość!” albo „miłość to nie je bajka!” albo „świat jest zły!” względnie „co byś nie zrobił i tak cię udupią” albo „wszystko mie zwysa i powiewa!” ewentualnie „ten świat to nie na moje biedne głowę”, jeszcze „dżungla dokoła, przetrwają silni!” no i na koniec „a jebać to wszystko!”. Oczywiście nie twierdzę, że dokładnie całą sztukę można posortować i przyporządkować do powyższych kategorii, są dzieła, których każde zdanie potrafi dostarczyć materiału do rozmyślań na wiele godzin w wannie, czy gdzie tam kto rozmyśla nad istotą bytu. Najczęściej jednak wybierając któryś z wymienionych poglądów szukamy wytworów myśli ludzkiej potwierdzających trafność obranej drogi. W tym kontekście zastanawiający jest fakt prób „nawracania” niewiernych na jedyny, słuszny sposób na życie promowany przez autorów, bo z reguły i tak ich dzieła czytają ludzie, o zbieżnych przekonaniach.
7 odpowiedzi na “Wszyscy to wiedzą ale każdy powie wiele razy.”
No, szukaszz potwierdzenia swoich poglądów, z drugiej strony jak coś piszesz, myślisz, że przeczytają to różne osoby.
Z resztą często coś jest przestawiane albo białe albo czarne, bo jak za bardzo białoczarne, no to trudno to sklasyfikować i nie jest już takie proste.
Sztuka jest poniekąd zwierciadłem życia, więc te same motywy będą się powtarzać na przestrzeni wieków, do znudzenia. Właśnie… Czy koniecznie do znudzenia? Nie koniecznie. Ilu autorów, tyle spojrzeń. Ilu odbiorców, tyle światów, tyle interpretacji.
Tak, najbardziej rozwija nas literatura skłaniająca do myślenia, do wielogodzinnych analiz, do… taki mój neologizm, dowyobrażania sobie czegoś. Dlatego nie jestem zwolenniczką podawania kawy na ławę.
Właśnie to takie czarno-białe są najlepsze, bo każą się zastanowić, są bardziej wiarygodne w swojej istocie. Dlatego np pozytywistyczną literaturę popieram toleruję, aczkolwiek… Aczkolwiek jest ona dla mnie generalnie dość nudna.
Ja uważam, że sztuka bardzo dużo pokazuje z wizji autora, czyli musi być odbiciem życia, bo albo pokazuje życie autora albo to, co autor o nim myśli, czyli też element świata w sumie, bo coś musiało go do tej myśli zmusić. Rozumiem, o czym mówisz we wpisie i często się to zgadza, aczkolwiek staram się, mam nadzieję, i tak dalej, że są czytelnicy / słuchacze, którzy odnajdują w sztuce coś dobrego nawet wtedy, gdy nie jest ona dla nich łatwa. Teraz ci przykłądu nie podam, ale na pewno miałam takie książki czy filmy, które uważałam za dobre, mimo, że tak samo bym na pewno nie powiedziała. Jedyne, co teraz pamiętam, to np. książkę „do zobaczenia nigdy”, którą uwielbiam i uważam za bardzo dobrą, bo fajnie pokazuje realia, mimo, że z poglądami bohaterki nie zgadzam się dość często. Inna sprawa, że czasem uważamy jakąś formę sztuki za dobrą właśnie dlatego, że nas zaskoczyła i zmusiła do przemyśleń, więc jeszcze jakiś ułamek świadomych czytelników jest, tak myślę.
Świadome czytanie. Chyba jakieś kursy z tego powinny być.
Ludzie nałogowo by je chyba oblewali 🙁
Niektórzy twierdzą, że największym studium ludzkiego zachowania jest siedziemdziesiąt dwie książki, no dobra księgi, zgromadzone w jednym wspólnym dziele pt. Biblia lub Pismo Święte. 😀
Osobiście dzielę książki raczej na kategorie tematyczne niż światopoglądowe, chociaż są granice, na których przekraczanie nie pozwalam. Kiedy w jednej książek fantasy, jakiś taki cykl o wiedźmie, demonie i aniele, padło określenie Archanioła Michała, że to wielki skur…..yn, przestałam czytać tę ksiażkę. Szczerze powiedziawszy trudno było mi się pogodzić z triumwiratem owych trzech osób, ale to jakoś. Natomiast pewnych granic, tak uważam, nie wolno przekraczać nawet w sztuce. Tak samo bym zareagowała, gdyby w ten sposób został obrażony Sziwa, Budda, czy Allah lub Machomet.