Znam trzy reakcje na zjawisko homoseksualizmu. 1. nietolerancja – tu wszystko jasne tj. geje, lezby won ze świata! 2. uznanie za normę więc kochajta się długo i zdrowo kto jak chce i z kim chce, nie moja rzecz. 3. tolerancja i tyle. Tu najgorzej streścić jednym słowem pogląd, bo w zasadzie tu jest całe spektrum różnych poglądów, od "wypalmy żelazem ognia sprawiedliwości wrzód tej choroby, ale to wszystko z litości nad tymi biedakami" po "a gówno mie to obchodzi co oni tam, chociaż tak w ogóle to niezły cyrk, a lezbijki to se można obejrzeć w akcji, bo to podwójna przyjemność jest" plus oczywiście wszystko pomiędzy plus wariacje różne.
Pora na moje stanowisko w tej sprawie. Na początku chciałbym nadmienić, że nie wgłębiałem się w temat jakoś specjalnie. Nie mam, o ile mi wiadomo, bliskich znajomych homoseksualistów, chociaż znalazłby się jeden cz drugi wśród osób, które jakkolwiek znam, ale nie mamy jakichś bliższych kontaktów. Od razu mówię, że ich orientacja nie miała na to wpływu, przy najmniej z mojej strony. Dlatego wszystko to biorę na tzw. chłopski rozum i zdrowy rozsądek przemnożony przez wiarę. W efekcie wyszło coś takiego: po mojemu to zaburzenie, które trzeba traktować jak każde inne. Nikt o zdrowych zmysłach nie ma pretencji do schizofreników o ich chorobę. Co prawda alkoholizm to też choroba, a jednak jest inaczej traktowana i tu jakieś pretensje bywają. Mimo wszystko wydaje mi się, że homoseksualizm jest przeważnie po za jakimś specjalnym wpływem, chociaż obawiam się, że obecna sytuacja sprzyja rozwojowi tej choroby ze względu na obecność mediów, stoważyszeń, które uważają homoseksualizm za normę. Waham się co do podnoszonych niejednokrotnie kwestii socjologicznych tj. przejmowania ról męskich przez kobiety i odwrotnie. Z jednej strony kobieta pracująca to rzeczywiście kwestia ostatnich kilkudziesięciu lat, z drugiej wpisy naszej Eltenowej seniorki swiadczą o tym, że w gruncie rzeczy problemy jakie były, takie nadal są. Kolejnym faktem jest, że dzisiejsze możliwości w zakresie nagłaśniania informacji są daleko większe niż sto lat temu. Jako wisienka na torcie może służyć stan wiedzy ludzkiej na temat seksualności. Chodzi o to, że jeśli spory na temat punktu G trwają nadal i to w gronie naukowców, a w ogóle porządne badania na temat seksualności w ogóle to kwestia ostatnich może sześćdziesięciu lat to hm… chyba nie można tu niczego autorytatywnie stwierdzić.
Co by i nie było, to jednak jakieś problemy wymagają ustosunkowania jak np. posiadanie dzieci przez pary gejów czy lezbijek i tu moje stanowisko jest raczej konserwatywne. Jestem stanowczo przeciwny, a teraz uzasadnienie. Wszelkie dysfunkcje rodzinne takie jak alkoholizm, niepełnosprawność rodziców, samotna matka lub ojciec stanowią jakiś problem, jednak dziecko w tych przypadkach pojawia się hm… samo, tj naturalnie, a z tego co wiem i serwuję więź między rodzicami i dzieckiem jest cholernie mocna no chyba, że rodzice tę więź świadomie lub nie niszczą. W każdym razie zmiana rodziny jest bardzo szkodliwa dla dziecka, dlatego najpierw trzeba spróbować uzdrowić rodzinę biologiczną, dopiero potem poszukać zastępczej. Nieco inaczej jest w przypadku homoseksualistów, bo w tym przypadku nie ma opcji żeby pojawiło się tu dziecko no chyba, że dwie panie w związku postarają się o to hm… z importu. Pozostaje więc adopcja więc dziecko prócz tego, że wychodzi z rodziny biologicznej trafia na poważny problem i to nie fizyczny, który da się taką czy inną technologią pokonać, ale raczej psychiczny czy tam psychologiczny, bo się na tych terminach dobrze nie znam. W dodatku nowa rodzinka nie uważa tego stanu rzeczy za problem, więc siłą rzeczy wpaja taki pogląd dzieciom.
Teraz dwie panie w związku , które mają własne dzieci. Tu problem jest większy, bo było nie było, to rzeczywiście matka jest. Tutaj nie wiem co bym zrobił, bo pojęcia nie mam czy da się sytuację wyprostować i nie wiem czy gorsze jest bycie w związku z drugą mamą czy rodzina zastępcza. Gdyby to ode mnie zależało to zakładając, że da się jakoś to leczyć, ale rzeczywiście leczyć, a nie np. izolować to dla ciążących lezbijek w związkach terapia obowiązkowa, alternatywą byłby rozwód, a jeśli nie to rodzina zastępcza, ale tak twierdzę teraz, bez czytania większej ilości materiałów na ten temat.
Co do ślubów, przy najmniej cywilnych to nie mam zdania.Z jednej strony oficjalne zatwierdzenie tego typu związków rodzi przyzwolenie na traktowanie problemu jako normę, z drugiej ci ludzie rzeczywiście potrzebują takiego związku. Tu chyba zastosowałbym nieco podobną metodę tj. ślób tak, ale konieczna terapia o ile jest możliwa no i oczywiście żadnego potomstwa, a jeśli przydarzy się coś nieplanowanego to patrz wyżej.
Czemu wg. mnie to jest problem? Pomijając fizjologię, która wskazuje jednoznacznie na kierunek tego całego interesu, to z autopsji wiem, że jednak mama od taty się różnią :d. Trudno byłoby znaleźć taką mamę, która mogłaby bardzo dobrze być tatą i odwrotnie – "zmamiałych" ojców też raczej trudno spotkać. Podejrzewam, że takie osoby tj. męskie kobiety i kobiecy panowie mogą się pojawić w wyniku problemów w ich rodzinach, ale tutaj też raczej to sobie wymyślam korzystając z tego zdrowego, chłopskiego rozsądku. Jeśli tak byłoby rzeczywiście to obawiam się, że problemy rodziców będą rzutować na dzieci, a że musiały być na tyle duże, że zakłuciły rozwój emocjonalny przyszłych rodzicó to i konsekwencje mogą być niewąskie.
Nie ukrywam, że chętnie podyskutowałbym z kimś o odmiennych przekonaniach, dlatego ten wpis, jak większość innych jest dostępny również dla niezalogowanych uzytkowników co pozwoli na anonimowe wypowiedzi. Proszę tylko, w razie odmiennych opinii o raczej konstruktywną krytykę miast bluzgów, które nic nie wnoszą do sprawy.
Miesiąc: październik 2018
Kategorie