Jako, że jestem odcięty przez parę tygodni od swoich ulubionych dźwiękowych zabawek, a po za tym mamy wakacje, trzebaby w końcu napisać o czymś luźniejszym, chociaż sytuacja, którą zamierzam opisać nie dla wszystkich taka luźna będzie, ale do rzeczy, jak mawiał tragaż biorąc się za kufry.
Dolnośląski okręg PZN, godzina… koło dwunastej. Tomecki idzie sobie korytarzem i szuka toalety mając włączony OCR czasu rzeczywistego, bo przecież braila w Polskim Związku Niewidomych próżno szukać. Po paru metrach zwalnia kroku i decyduje się na małą rozmowę z dyrekcją. Pokuj blisko, żadnych sekretarek nie ma więc co tam. Ostatecznie Tomecki tu na parę tygodni tylko, w razie czego dziura w niebie się nie zrobi jeśli coś pójdzie nie tak.
"dzień dobry, czy mógłbym wiedzieć, czemu w Polskim Związku Niewidomych osoby najbardziej zainteresowane tj. niewidome nie mogą sami dotrzeć do określonego miejsca z braku żadnych informacji pisanych brailem?" Dyrektorka teatralnie załamuje ręce, uśmiecha się tryumfalnie i zagarniając Tomeckiego ramieniem mówi z oburzeniem "jak to nie ma braila! zaraz panu pokarzę!". Oboje idą, krótkim z resztą, korytarzem i wreszcie dochodzą do klatki schodowej. Tomecki w myślach zastanawia się czy może czegoś nie pominął, jakiejś tablicy? mapy? opisu? Tym czasem dyrektorka gorączkowo grzebie po regale najwyraźniej w poszukiwaniu czegoś i w końcu… "a nie mówiłam! proszę!" Tomecki bierze z rąk dyrektorki coś jakby zeszyt, który istotnie wygląda, jakby wewnątrz zawierał coś wypukłego, otwiera pierwszą stronę i rzeczywiście! Jest brail! jest napis! Na górze strony, wyrównane do środka widnieje dość dobrze zachowane słowo "Promyczek".